Planowana reforma sądownictwa w Polsce spotkała się ze zmasowaną reakcją niemieckich mediów. Ton prasy – jak ma to miejsce zasadniczo od czasu zwycięstwa PIS w wyborach parlamentarnych – był zdecydowanie krytyczny. Nasileniu uległy nawoływania niemieckich publicystów do wprowadzenia formalnych i nieformalnych sankcji unijnych względem Polski. Można odnieść wrażenie, że głos niemieckich mediów coraz częściej zbieżny jest z poglądami berlińskich polityków i unijnych komisarzy, a czasami ich wyręcza.
Poruszenie przez polski rząd tematu reparacji wojennych zaskoczyło niemieckich publicystów. Kwestia odszkodowań wojennych długofalowo może stać się główną linią sporu w relacjach z Berlinem.
Praktyczne rady Tagesspiegla
Uderzająca jest częstotliwość tekstów poświęconych w całości lub częściowo Polsce. Ukazujący się w Berlinie liberalny dziennik Der Tagesspiegel tylko w lipcu zamieścił w dziale polityka około czterdziestu artykułów poruszających tematy związane z Polską.
W artykule „Czas na inteligentne sankcje względem Erdogana” (26.07.2017) znany berliński publicysta, Christoph von Marschall, podpowiada unijnym decydentom, jakich sankcji należy użyć przeciwko Turcji oraz – wymienianym w tym samym zdaniu – Polsce i Węgrom. W przypadku Turcji publicysta sugeruje uderzenie w turystykę. (Na przykład przez zniechęcanie niemieckich turystów za sprawą oficjalnych ostrzeżeń dotyczących stanu bezpieczeństwa w Turcji). Marschall wzywa także do ukarana Polski i Węgier za domniemane pogwałcenie zasad praworządności. Uważa jednak, że sankcje polegające na pozbawieniu Polski prawa głosu okażą się nieskuteczne. W opinii Marschalla dopiero ograniczenie funduszy unijnych (np. poprzez niekończące się sprawdzanie wniosków o dofinansowanie), może przynieść oczekiwaną przez niego zmianę kierunku polskiej polityki.
Polski atak na Europę
Podobny ton wypowiedzi można znaleźć w zamieszczonym tydzień wcześniej komentarzu Marschalla pod znamiennym tytułem: „Koniec państwa prawa. Polski atak na Europę” (Tageesspiegel 20.07.2017). Autor straszy już w pierwszym zdaniu: „Takiego ataku na swoje fundamentalne wartości Unia Europejska jeszcze nie doświadczyła. Powoli można mieć wątpliwości, czy na dłuższą metę będzie w stanie go przetrwać.( …) demokratycznie wybrany polski rząd demontuje państwo prawa i zasadę trójpodziału władzy”. Zdaniem Marschalla wydarzenia (np. proponowana reforma sądownictwa), jakie mają miejsce w Polsce, stanowią „fundamentalne zagrożenie dla istnienia liberalnej demokracji w Europie.” Były korespondent w Waszyngtonie uważa, że w porównaniu z domniemanym kryzysem demokracji w Polsce bledną inne problemy: masowy napływ uchodźców i kłopoty z Euro. Publicysta tradycyjnie już boleje nad brakiem skutecznych mechanizmów, przy pomocy których można byłoby karać łamiący zasady kraj unijny – chodzi tu oczywiście o Polskę, którą określa mianem „złoczyńcy”.
Znamienne są też sformułowania i skojarzenia, którymi posługują się niemieccy publicyści: Polska stanowi zagrożenie dla Europy – jest złoczyńcą, którego wraz z węgierskim wspólnikiem należy ukarać. Można odnieść wrażenie, że tego typu teksty mają z jednej strony zachęcić berlińskich polityków do śmielszych działań skierowanych przeciwko Polsce, a jednocześnie wzbudzić w czytelnikach niechęć do kraju burzącego europejski ład.
Ciekawe jest zakończenie artykułu. Niemiecki publicysta uważa, że prezydent Andrzej Duda jest ostatnią osobą, mogącą – poprzez zawetowanie ustaw reformujących sadownictwo – zapobiec wypisaniu się Polski „z rodziny praworządnych państw”. Marschall apeluje więc o wykorzystanie wszelkich możliwych kanałów dyplomatycznych, w celu wpłynięcia na polskiego prezydenta i Pierwszą Damę.
Sądowy Trójgłos
W wydaniu z 30 lipca Tagesspiegel opublikował teksty trzech autorów prezentujących swoje spojrzenie na planowaną reformę sadownictwa w Polsce. Ryszard Czarnecki, polityk PIS i wiceprzewodniczący parlamentu europejskiego, w swoim artykule „Polska droga” zarysował stanowisko polskiego rządu i przybliżył główne elementy reformy. Na przykładzie rażących naruszeń prawa, takich jak choćby afera korupcyjna w krakowskim Sądzie Apelacyjnym, uzasadniał przyczyny poparcia społecznego dla planowanych zmian. Zauważył przy tym, że ”źle by się stało, gdyby w kwestii reformy sądownictwa niemieckie media i politycy opowiadali się przeciwko woli polskiego społeczeństwa”.
Odrębne spojrzenie zaprezentował w swoim tekście „Tyrania większości” (Tagesspiegel 30.07.2017) niemiecki politolog i komentator Klaus Bachmann. Zdaniem Bachmanna rządząca większość, po wyeliminowaniu Trybunału Konstytucyjnego, dopuszcza się łamania konstytucji. Nieopublikowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego określa mianem politycznego „grzechu pierworodnego”, który poprzedził późniejsze, zadaniem Bachmanna niezgodne z konstytucją działania PIS-u.
Do sankcji przeciwko Polsce wzywa w swoim tekście „Niegodni wspierania” (Tagesspiegel 30.07.2017) niemiecka europarlamentarzystka Sylvia-Yvonne Kaufmann (SPD). Zdaniem autorki rząd Beaty Szydło przebudowuje Polskę i prowadzi do jej izolacji wewnątrz Unii Europejskiej. Czołowym przykładem ma być reforma sądownictwa, która zdaniem Kaufmann służy jedynie przejęciu nad nim kontroli. Autorka uważa ograniczenie prawa głosu Polski w Radzie Unii Europejskiej jako trudne do zrealizowania, ponieważ Węgry już zapowiedziały swoje weto. W ramach możliwych sankcji Kaufmann przywołuje pomysł komisarz ds. sadownictwa Very Jurovej, która zaproponowała, aby przyznawanie środków unijnych od 2021 r. uzależnione było od przestrzegania praworządności przez korzystające z nich państwa członkowskie.
Ultimatum dla Polski – podpowiedzi posła Budki
Borys Budka, poseł PO i były minister sprawiedliwości, w rozmowie z niemieckim dziennikiem Die Zeit (23.08.2017) apeluje, by wobec Polski postawiono ultimatum: albo rząd cofnie się w kwestii reform sądownictwa, albo na nasz kraj nałożone zostaną sankcje.
„Unia musi postawić Polsce ultimatum. Tylko zdecydowane działania mogą sprawić, że rząd się ugnie. Jestem ostatnią osobą, która cieszyłaby się z sankcji, ponieważ dotknęłyby one przede wszystkim polskie społeczeństwo(…). Z tego powodu jest to bardzo trudna decyzja. Unia musi pokazać siłę, a jednocześnie przekonać, że nie jest ona nastawiona przeciwko Polsce, lecz przeciwko rządowi”.
Były minister sprawiedliwości w rządzie Ewy Kopacz zaznacza także, że po wetach prezydenckich ma nadzieję na powstanie w otoczeniu prezydenta Andrzeja Dudy środowiska politycznego, w skład którego wejdą umiarkowani politycy PIS.
Reparacje wojenne
Temat reparacji wojennych podniósł poziom krytyki Polski w niemieckich mediach na wyższy poziom, a tematykę sądowniczą zepchnął na dalszy plan. Początkowo niemieccy publicyści wydawali się zaskoczeni i zdezorientowani poruszeniem tej tematyki – dotyczy ona bowiem spraw fundamentalnych.
Jak przyznaje Christoph von Marschall w artykule „Spór o Polskę paraliżuje Unię Europejską” (Tagesspiegel 16.09.2017) kwestia reparacji wojennych jest bardzo delikatną materią: „Mieszają się tu aspekty moralne, prawne i polityczne. Tego, co Niemcy wyrządziły Polsce podczas II Wojny Światowej, nie da się naprawić lub moralnie odkupić przy pomocy reparacji wojennych. Polska inteligencja została wymordowana, a większa część obywateli zniewolona. Holokaust okaleczył całe społeczeństwo. Polska przez stulecia wyróżniała się relatywnie tolerancyjnym nastawieniem do Żydów, co sprawiło, że osiedliło się ich tam najwięcej spośród wszystkich krajów Europy.”
Zdaniem publicysty kwestia odszkodowań wojennych pod względem prawnym została już zamknięta. „Polska otrzymała 100.000 kilometrów kwadratowych obszarów należących uprzednio do Niemiec, które pod względem ekonomicznym były zazwyczaj bardziej nowoczesne niż przedwojenna Polska.” Marschall przypomina, że Unia powstała, jako reakcja na okropieństwa obu wojen i martwi się europejskim wymiarem polskich roszczeń: „Niemcy stały się po 1989 roku rzecznikiem Polski i ułatwiły jej drogę do członkostwa w Unii Europejskiej (…). Obstawanie przez PIS przy reparacjach wojennych sprawia wrażenie prowokacji i niewdzięczności – nawet jeśli wina Niemiec pozostaje bezsporna.”
Warto zauważyć, że komentarze czytelników Tagesspiegla na temat odszkodowań były w zdecydowanej większości negatywne i zgodne z linią zaprezentowaną w artykule. Dominowało przeświadczenie o niewdzięczności strony polskiej i niechęć do PIS.
Koniec pojednania
W podobnym tonie utrzymany jest komentarz pióra Michaela Thumanna „Pojednanie było wczoraj” (13.09.2017, Die Zeit). „Nie chodzi tu o przepracowanie wspomnień, lecz o unieważnienie zasad, co do których Polacy i Niemcy porozumieli się kilkadziesiąt lat temu. Nie da się wycenić przyjaźni i dobrego sąsiedztwa przy pomocy pieniędzy. Pojednania nie da się kupić (…)” – stwierdza publicysta, nie zauważając nagonki prasy niemieckiej na Polskę, która ma miejsce od dwóch lat.
Szybko znajduje też wytłumaczenie dla podniesienia przez Polskę kwestii odszkodowań wojennych i zerwania z dotychczasowym modelem polsko-niemieckiego pojednania: „Dlaczego rząd populisty Jarosława Kaczyńskiego zrywa z tą tradycją? Pewne jest, że nie motywuje go pamięć o przeszłości swojego kraju. Chodzi o jego osobistą przyszłość. Kaczyński czuje się otoczony przez wrogów – zarówno u siebie w kraju jak i w Unii Europejskiej. W tym kontekście jasnym się staje, dlaczego kwestia reparacji wojennych pojawiła się dokładnie wtedy, gdy Komisja Europejska wszczęła postepowanie przeciwko jego rządowi”.
Jak wielu niemieckich publicystów Thumann ma kilka dobrych rad dla niemieckich polityków, jak skutecznie wywierać presję na Warszawę: „Publiczne uwagi na temat przeprowadzanego przez Kaczyńskiego demontażu polskiej demokracji muszą pochodzić z Brukseli, a nie z Berlina. Głośna krytyka tylko pomaga Jarosławowi Kaczyńskiemu”.
Odrzucenie reparacji
Niemiecki tygodnik Der Spiegel w swoim wydaniu internetowym przytacza wypowiedź szefa niemieckiego MSZ Siegmara Gabriela, iż roszczenia reparacyjne Polski obciążyłyby relacje polsko-niemieckie.
„Roszczenia reparacyjne Polski za zniszczenia w II Wojnie Światowej są zagrożeniem dla relacji polsko-niemieckich. (…) Roszczenia reparacyjne byłyby próbą zakłócenia budowanych latami bliskich i dobrych relacji między Niemcami a Polską”. Zdaniem szefa niemieckiego MSZ stosunki polsko-niemieckie nigdy nie były tak dobre i Berlin chce zrobić wszystko, aby tak zostało.
Mniej dyplomatycznie wypowiada się publicysta Süddeutsche Zeitung Stefan Ulrich. W podsumowaniu artykułu „Niemiecka wina względem Polski” (Süddeutsche Zeitung, 14.09.2017) stwierdza, że „największe zagrożenie (dla Polski) stanowi jej własny rząd. Niszczy państwo prawa, likwiduje trójpodział władzy i zwalcza swobodę poglądów, jakby chciał kontynuować dzieło komunistów.” Ulrich uważa, że z prawnego punktu widzenia Niemcy nie mają żadnych zobowiązań finansowych względem Polski, zobowiązani są jednak do specjalnej troski o swojego sąsiada: „Rząd federalny nie musi płacić żadnych miliardów w formie odszkodowań wojennych. Musi jednak w Unii Europejskiej nalegać na zakończenie ekscesów rządu PIS. Są to najbardziej wartościowe reparacje, jakie Niemcy mogą wyświadczyć na rzecz Polski.”
Podsumowanie
Od dwóch lat trwa nieprzerwana nagonka sporej części niemieckich mediów na rząd Prawa i Sprawiedliwości. Znamienny jest brak gotowości do zaakceptowania trwałego charakteru zmian w Polsce. Pomijany lub bagatelizowany jest poziom społecznego poparcia, jakim cieszy się rząd Beaty Szydło, sukcesy w walce z korupcją i oszustwami podatkowymi. Dla niemieckich publicystów marginalne znaczenie mają też dobre wyniki gospodarcze (oscylujący wokół 4% wzrost PKB), niskie bezrobocie i polityka prorodzinna. Jakie są przyczyny napastliwych tekstów niemieckich dziennikarzy?
Wydaje się, że większość artykułów pisana jest pod z góry założoną tezę. Krytyka serwowana przez niemieckich publicystów ma podłoże ideologiczne. Niechęć do PIS wynika z antynarodowego refleksu, jaki po obu wojnach światowych wytworzył się w wielu zachodnich społeczeństwach. Patriotyzm (będący dla wielu publicystów synonimem nacjonalizmu) kłóci się z polityczną poprawnością. Z pozycji ideologicznych nie do zaakceptowania jest więc rząd, który otwarcie propaguje postawy patriotyczne, eksponuje przywiązanie do tradycji, wiary i historii, przy tym konsekwentnie wdraża reformy i poszerza bazę wyborczą.
Na płaszczyźnie politycznej rząd PIS stanowi wyzwanie dla dominującej pozycji Niemiec w UE. De facto otwarte kwestionowanie przez Warszawę niemiecko-francuskiego przywództwa ma nie tylko wymiar prestiżowy, ale z perspektywy Berlina i Paryża osłabia „spójność decyzyjną” UE. Poskromienie Polski stanowi w odczuciu niemieckich i francuskich elit warunek dalszej integracji Unii i dążenia do modelu federalistycznego.
Geopolityczna układanka
W wymiarze geopolitycznym (po brexicie) Polska stała się głównym i naturalnym partnerem USA w Unii Europejskiej. Kluczowa pozycja Polski na wschodniej flance NATO czyni nas nieodzownym elementem amerykańskiej strategii odstraszania względem Rosji. Militarna obecność USA w Europie w ostatnim roku najsilniej widoczna była właśnie w Polsce. Powstawanie potencjalnego (dodatkowego lub alternatywnego) centrum siły jakim de facto byłyby państwa Międzymorza może stanowić poważne wyzwanie dla koncepcji integracji UE w jej federalistycznym kształcie – szczególnie wobec kryzysu imigracyjnego. Powodzenie idei Międzymorza zależne będzie zawsze od ewentualnego poparcia USA. Waszyngton dzięki krajom tzw. Nowej Europy zyskuje możliwość projekcji wpływów na Unię Europejską.
Odszkodowania wojenne
Kwestia reparacje wojennych, jaką podniosła w relacjach z Niemcami strona polska była dla niemieckich publicystów zaskoczeniem. Kompletnie zabrakło przy tym refleksji nad rolą niemieckich mediów w pogorszeniu obustronnych stosunków. Temat odszkodowań jest dla Berlina bardzo niewygodny. Niemiecka opinia publiczna ma świadomość winy za popełnione podczas okupacji zbrodnie i zniszczenia. Abstrahując od wymiaru prawnego i ekonomicznego ewentualnych reparacji samo pojawienie się tego tematu przynosi Niemcom bardzo poważne szkody wizerunkowe. Odszkodowania wojenne stanowią bowiem potężny cios w budowaną od dziesięcioleci politykę historyczną Niemiec. Fundamentem tej polityki było stopniowe oddzielanie historii Niemiec od nazizmu, a nawet próba przedstawienia niemieckiego społeczeństwa jako ofiary narodowego socjalizmu. Utrata pozytywnego wizerunku szczególnie bolesna może okazać się dla niemieckiego przemysłu, który nastawiony jest na eksport. Trudno też wyobrazić sobie nawet ciche przywództwo Niemiec w Unii Europejskiej przy jednoczesnym konflikcie z Polską na tle odszkodowań wojennych. Inne państwa, takie jak Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, sceptycznie patrzące na rosnącą pozycję Berlina mogą chcieć wykorzystać temat reparacji jako formę nacisku w swoich negocjacjach z Niemcami. Bez wątpienia kwestia odszkodowań – moralnie słuszna – podniosła polsko-niemiecki spór na zdecydowanie wyższy poziom.
JAK MOZNA ZADAC REPARACJI OD NIEMIEC NIE ZADAJAC JEDNOCZESNIE REPARACJI OD ROSJI!!!!!!!!!
Jest Pan tak mądry, że powinien Pan zostać Prezydentem.
Ano można z tej przyczyny że Rosja nie jest krajem demokratycznym i za taki sie nie uważa , nie jest też w UE , a Niemcy są.
Kwestia odszkodowań jak najbardziej. Najlepiej zatrudnić b.dobrą Kancelarię i niechaj sporządzi specopinię – jak i co dalej.
Szkoda, że Pan nie jest Prezydentem ?
Reparacje wojenne nie zrekompensuja strat mas ludzkich i ich potencjalu, jak tez nie zwroca utraconego przez nas dziedzictwa materialnego i kulturowego, ale aby rany mogly sie zabliznic, agresor, zbrodniarz i zlodziej, w jednej postaci, musi poniesc surowa kare i uderzajac sie w piersi wyrazic swa pokore i skruche. Z tej okropnej wojny musi byc lekcja dla calej ludzkosci. Wyplata odszkodowan pienieznych jest jedyna adekwatna forma kary, by nigdy juz nic takiego sie w historii ludzkosci nie powtorzylo. “Utrata” ziem przez Niemcy, jest dyskusyjna, ale tak, czy owak, niech sluzy wszystkim jako ostrzezenie, ze chcac wiecej, mozna czasem wiecej stracic.
Swoją drogą, ziemie zachodnie dostaliśmy za zabranie nam ziem wschodnich (większego terytorium od zachodnich). Miałam okazję rozmawiać z osobami, których rodziny do dziś jeżdżą na wschód “do swojego Domu” w którym mieszka już ktoś inny. Byli zmuszani do przesiedlenia się na te niby “odzyskane ziemie” po Niemcach. Taką wdzięczność czują za tę zamianę “…że w gardle z bólu tak ściska. Tęskno…”. Pokazywali zdjęcia, a ja widziałam łzy. Uważam, że taki argument niemieckiego dziennikarza jest nie tylko nieuczciwym postawieniem sprawy, ale nawet nieludzki.
Niemieccy dziennikarze najwyraźniej zapominają, że: myśmy się o to nie prosili, żeby ktokolwiek nam granice zmieniał oraz zostawiał w radzieckiej strefie wpływów. Co więcej nie prosiliśmy też żeby ktokolwiek napadał nas 1 jak i 17 września 1939 r. oraz nas mordował przez sześć lat (nie ruszam tu tematu kolejnych lat pod wpływami radzieckimi). Mieliśmy o wiele lepsze plany na te dni, jak i następne lata.
Odnosząc się do komentarza Mak, dużo w tym racji: “chcac wiecej, mozna czasem wiecej stracic.”. Dziś też ma to swoje zastosowanie. Jak widać Niemcy chcą więcej niż mieszczą ich granice – “rządzić” w naszym kraju poprzez naciski medialne, a także z UE, zmieniając pamięć historyczną, nie stają w obronie partnera (Polski) z UE np. przy okazji budowy gazociągu. Przykre. Tylko na tym nie polega budowa dobrych relacji.
Na pewno przydałoby im się więcej pokory, bo raz już kiedyś im jej zabrakło. Już raz uważali się za lepszych od wszystkich innych. Czuję się zawiedziona taką ich “przyjaźnią”. Cenię tych Niemców, którzy potrafią pokazać klasę: Spapraliśmy sprawę. Jasne, że myśmy Wam zawalili świat. Należy Wam się rekompensata, bez dwóch zdań. A nie pełnych nieuzasadnionej buty na przemian z napompowaniem. Zawsze można się porozumieć, trzeba tylko zachować właściwe proporcje takich relacji. Na pewno jest wśród nich też wielu wartościowych ludzi.
Jestem ciekawa co o tym wszystkim myślą zwykli “szeregowi” Niemcy. Jak bardzo ich spojrzenie jest zbieżne lub nie z polityką wybranego przez nich rządu, ponieważ czytając, że Polski rząd jest większym zagrożeniem niż imigranci nie mogłam powstrzymać śmiechu. Szkoda, że to taki bardzo czarny żart:
“uważa, że w porównaniu z domniemanym kryzysem demokracji w Polsce bledną inne problemy: masowy napływ uchodźców i kłopoty z Euro.”
W wolnym czasie chyba faktycznie zacznę przeglądać niemiecką prasę.
Autorowi artykułu serdecznie dziękuję za włożone w niego pracę.
Polski Parlament i Rząd ma moralne prawo występowania w Imieniu Narodu polskiego i wszystkich Polaków o odszkodowania i wszelkie reparacje wojenne jako zadośćuczynienie.
Niemcy zawsze były wrogiem Polski i Polaków dlatego nic się nie zmieniło w ich nagonce medialnej na Polskę przy każdej możliwej okazji.
Musimy być silni aby się temu stanowczo przeciwstawiać broniąc naszej suwerenności.
Dzięki Bogu i wyborcom mamy wspaniały polski Rząd i jestem pewna, że zwyciężymy w tej wojnie medialnej.
Niech dziennikarz z “Die Zeit” nie robi z siebie błazna. My Polacy wybraliśmy taki rząd,który nam ,odpowiada i nic nikomu do tego! My nie wtrącamy się do wyborów w Niemczech, bo szanujemy prawo wyborcze niemieckich obywateli. Oskarżając nasz rząd “gazetowiec ” nie zna realiów ludzi mieszkających w Polsce.
Ciekawe dlaczego najbardziej Niemcom przeszkadza to, co dzieje się w Polsce. Z wypowiedzi różnych dziennikarzy, jak również własnej wiedzy wiem, że Niemcy nie mają pojęcia o tym co w Polsce robili ,,ich matki, ich ojcowie”. Nie rozumiem dlaczego Polska nie bombarduje Niemiec filmami robionymi w tamtym okresie przez samych Niemców, może też zrobić wymianę, skoro ,,nasze matki, nasi ojcowie” zostało wyświetlone w polskiej TV, niemieckiej TV powinno się postawić warunek, aby wyświetliła polski serial o tamtym okresie.
Pan Budka i Bonio zapracowali na Trybunał Stanu.
Niemcy sami sobie są winni. Poczuli się tak pewnie, z tradycyjną butą atakując Polskę, że nie przyszło im nawet do głowy ,że Polska w odwecie poruszy temat reparacji. Nie wiem kto to wymyślił, ale cieszę się, że mamy jeszcze mądrych ludzi w rządzie. To był strzał w dziesiątkę.
Targowica liberalna. PO i “spółki” Zdrada Polski Od wewnątrz i zewnątrz – Bruksela .Niemcy. odwieczny wróg polski Miód na ustach a sztylet Brutusa w ręku.
Niemcy kiedyś uważali siebie za “lepszy” naród i wykazywali się okrucieństwem nie tylko wobec Polaków.
Jednak niektórych Niemców dalej pycha posuwa choćby do dziwnych wypowiedzi.
Prawdy nie da się zakrzyczeć.
Żeby im właśnie uświadomić, w jakich realiach żyjemy, to porównajmy tylko w ostatnich latach, za rządu PiS-u:
1/ jaki jest wzrost gospodarczy w Polsce, a jaki w Niemczech?
2/jak czują się bezpiecznie kobiety (i nie tylko kobiety) w Polsce, a
jak w Niemczech?
Czy cytowani w artykule dziennikarze myślą, że ich gazety czytają osoby, które nie mają pojęcia o rzeczywistości i przyjmują bezkrytycznie to, co przeczytają?
Przecież wiadomo, że większość Polaków poparła PiS w demokratycznych wyborach. Wiadomo, że poparcie PiS w Polsce rośnie. Stąd wniosek – rząd PiS, rząd Pani Premier Beaty Szydło sprawuje władzę zgodnie z wolą Polaków. Więc jeśli niemiecki dziennikarz krytykuje rząd PiS, to oczywistym jest, że krytykuje wolę Polaków, którzy mają do takiej woli prawo. Już minęły te czasy, kiedy Niemcy zabierali Polakom prawo nawet podania kromki chleba bliźniemu Żydowi, pod karą śmierci całej rodziny.
Iluż Polaków za to zabili Niemcy. Ile okrucieństw doznali Polacy
w niemieckich obozach koncentracyjnych…
Teraz jeszcze niektórzy mają czelność wymachiwać pięścią nad Polskim rządem, więc i nad narodem Polaków?
Mam nadzieję, że są Niemcy, którzy wstydzą się za tamte wyczyny swoich przodków i wolą zamilczeć.
Gdyby ci dziennikarze niemieccy zajęli się sprawami w swoim kraju, byłoby lepiej dla naszego sąsiedztwa.
Podczas, gdy wielu z trwogą przygląda się manewrom armii rosyjskiej i zastanawia się (zresztą nie bez podstawy), czy nie uderzy ona po raz kolejny na Europę Wschodnią, Moskwa ma plany o wiele sprytniejsze (choć wcale się z nimi nie afiszuje). Po co używać własnej armii tam, gdzie całą „brudną robotę” mogą zrobić „miejscowi działacze”, zaś „ciemny lud” jeszcze będzie z tego zadowolony i będzie uważać to za własne zwycięstwo? Tym bardziej, że takie numery już się udawały w przeszłości…
Odszkodowania należą się Polsce od sponsorów Hitlera, czyli od żydowskich bankierów.